czwartek, 27 czerwca 2013

Pierwsze koty za płoty...

Dzisiaj już lepiej, Aria mnie nie goni a zachęca do zabawy, tylko czasem warknie i złapie za ucho, moje biedne obolałe ucho.
No ale ja wiem co robić, żeby mnie za to ucho tak nie szarpała.
Jak tylko  paszcza Arii zbliża się niebezpiecznie szybko do mojego ucha ja zaczynam drzeć się  wniebogłosy, wcale mnie to tak nie boli ale nikt nie musi o tym wiedzieć :)

Dzisiaj Beata wyszła na spacer bez nas,  na długi spacer...Nie było jej chyba ze sto lat!
Ale był z nami Artek i obserwował nas co robimy.
Zacząłem kopać doła, no, bo tam na pewno, ale to na sto procent coś jest zakopane, coś co ładnie pachnie i na pewno będzie można to pomemlać, jak tylko uda mi się wykopać.
  Nagle przychodzi Aria i mnie woła na drugi koniec ogrodu... Mówi, żebym pomógł kopać tutaj, bo tutaj fajniejsze rzeczy są.
No dobra, pomyślałem, ale jakie są szanse, ze dostanę chociaż kawałek z tego co wykopiemy?
Postanowiłem jej zaufać i zacząłem kopać...

I faktycznie! Wykopaliśmy wieeeelką, obślizgłą kość!  Ojeju jak pachnie!!!

Aria wzięła w paszczę i poszła sobie w drugi koniec ogrodu... tak myślałem, że nic dla mnie nie będzie, oj ja głupi i naiwny szczeniak.  Ale nie, Aria mnie woła! Podbiegłem i razem wzięliśmy się za ogryzanie pysznej kości.
A kość? No jak kość, ludzie kochani, kości nie widzieliście? No taka duża, trochę śliska, z takim biało-zielonym puchem w niektórych miejscach. Pyszna, duża, fajna kość.
Po prostu.
KOŚĆ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz