poniedziałek, 14 października 2013

Rodowód...

... mój?
Nie.
Artka...

No, bo po co go położył na stole? Przecież wiedział, że ja potrafię wskakiwać na stół.

To była taka dziwna sytuacja, bo Artek wrócił z  długiego niebytu i nic, ale to kompletnie nic nam nie przywiózł! Żadnych prezentów, ani pamiątek... Musiałem coś zrobić!

A było to tak...

Przyjechał Artek, wszedł do domu, rzuciłem się na niego razem z Arią, prawie go przewróciliśmy, ale on jakiś silniejszy jest niż Bejti i nie udało nam się go powalić.

Wszedł do kuchni... Postawił wielką torbę na stole... Myślę sobie... prezenty!
Ale nie.

Wyszedł zostawiając torbę na stole... Nagle poczułem, że coś ładnie pachnie...zapach dochodził z torby... tam musi być coś pysznego, specjalnie dla nas... specjalnie DLA MNIE!

No nic, poczekam. Usiądę i poczekam.

Przyszła Bejti, otwiera torbę, wyjmuje z niej jakieś rzeczy i mówi przy tym:
- Co się lampisz? to nie dla Ciebie!

Słyszę szelest... Ogon! Ogon mnie zawsze zdradzi! Zdradziecki ogon!
Zacząłem merdać ogonem jak tylko Bejti wyjęła tą pięknie pachnącą kanapkę, postanowiłem, że muszę ją zjeść, choćby nie wiem co!  Ale się nie udało, bo Bejti schowała kanapkę do lodówki, a ja nie umiem jeszcze otwierać lodówki, a Arii prosił nie będę, bo jak się dowie o kanapce to sama ją pożre i się ze mną nie podzieli. Taki samolub z tej Arii.

Siedzę i czekam aż wszyscy pójdą, może w torbie jest coś jeszcze?

Bejti wyjęła coś jeszcze z torby, coś płaskiego i białego...Zostawiła  to na stole a resztę, łącznie z torbą zabrała na górę.

Idę sprawdzić czy już poszła... Poszła!

Czas sprawdzić co to jest, to białe coś.
Wskoczyłem na stół, złapałem zębami i już mam w pysku to co nie daje mi spokoju.

Pfff, jakaś kartka... ale zawinięta w inną kartkę, taki schowek na różne kartki...
Trzeba się dostać do środka, bo może w środku jest coś ciekawego...

Zębami rozerwałem schowek na różne kartki... i przy okazji przemieliłem na wiórek kartkę schowaną w schowek na kartki... Ooops!  Nic tam nie ma... oprócz tej kartki, widziałem na niej jakieś kolorowe obrazki, coś napisane, ale nie umiem czytać, więc nie wiem czy to było ważne czy nie,  postanowiłem pozbyć się dowodów, drobiąc je jeszcze bardziej...

Na gorącym uczynku złapał mnie Artek...
Ależ On się na mnie darł!
Ja na obcych tak paszczy nie drę jak On na mnie!

-Drago! Coś Ty narobił! Zabiję Cię! Ty mały podstępny dziku! - krzyczał Artek..

Za karę, zamknął mnie w kuchni... samego! Płakać mi się chciało, ale bałem się odezwać, żeby nie denerwować Artka jeszcze bardziej, usiadłem pod drzwiami w nadziei, że przyjdzie do mnie Bejti... ale Bejti nie przychodziła długo, długo... siedziałem sobie smutny taki, zrozpaczony, nie wiedziałem za co dostałem karę... No dobra... wiedziałem... to znaczy.... nie do końca, ale chodziło o coś co popsułem... Rodowód Artka! Niby ważny był....

Oj tam, swój też zeżarłem i nikt afery z tego wielkiej nie zrobił...
Ja tam świstków nie potrzebuję, żeby wszyscy wiedzieli skąd i przede wszystkim kim jestem!

Jam jest Drago the Great! z Limerick! Z domu Rosebud!
Panuję tutaj, w mieście Kilkenny!

Czasami na podwórku drę paszczę żeby wszyscy wiedzieli kto tu rządzi..
i wiedzą, nikt nie podchodzi do furtki!

Drago the Great!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz